środa, 24 lipca 2013

Miniaturka 1: Dziedzictwo wspomnien, czesc 2.




Otworzyłam oczy i gwałtownie zaczerpnęłam powietrza. Silne deja vu nie dawało mi spokoju. Obraz ponownie nabierał barw. W ustach wciąż czułam suchość, w pamięci miałam zapach dymu. Zaczęłam się krztusić. Poczułam, jak ktoś mnie unosi i klepie po plecach.
- Już dobrze, spokojnie, Ginny - łagodny, kobiecy głos wydał mi się niezwykle znajomy. Z trudem zwróciłam głowę w jego stronę. Nieco pucołowata twarz patrzyła na mnie z czułym uśmiechem. Rude włosy, tak podobne do moich, niesfornie wpadały do ciemnych oczu kobiety - Jak się czujesz, kochanie? - Jeszcze bardziej się nade mną pochyliła.
- Dobrze - zająknęłam się. Niepewność rozsadzała moje myśli. Przecież umarłam. Spłonęłam w tym domu żywcem. Może więc trafiłam do nieba? Nie czułam już bólu. Tak. To musiało być niebo. Uśmiechnęłam się z rozkoszą na tę myśl. Bóg jednak na mnie czekał.
- Pamiętasz co się stało? - Znów zwróciła na siebie moją uwagę. Pokręciłam przecząco głową, nie wiedząc, co miała na myśli. Moją śmierć czy wydarzenia, zanim się ocknęłam w mieście. Kobieta westchnęła zrezygnowana - Zawołam lekarza - Wyszła, głośno tupiąc. Rozejrzałam się. Leżałam w białym, małym pomieszczeniu. Okno było otwarte, wpuszczając do środka zapach lata. Spróbowałam wstać, ale przeszkodziło mi szarpnięcie w ręce. Syknęłam. Miałam wkutych mnóstwo igieł, od których odchodziły długie rurki. Wróciłam więc do poprzedniej pozycji, kiedy wszedł starszy mężczyzna o poważnym wyrazie.
- Panno Weasley - drgnęłam na dźwięk swojego nazwiska - nieźle Pani nas wystraszyła - zamarłam. Jednak nie byłam w niebie. Byłam w szpitalu.
      To wszystko było snem. Spotkanie Draco i Astorii, obiad z Albusem, herbatki na ganku, pożar. Wszystko to złudzenie. Myśl zaszczepiona sztucznie przez lekarzy w Mungu. W ciągu kilku tygodni stopniowo wszystko sobie przypominałam. Dzieciństwo, Hogwart, pierwsze miłości, w końcu wojnę. Płonące zgliszcza miejsc, które kochałam, rozrzucone po bruku trupy ludzi, których kochałam. Później była już tylko dźwięcząca cisza. Wtedy po raz pierwszy umarłam. 
      Nie czułam już niczego. Po prostu byłam. Noce z Harrym były puste, beznamiętne. Starał się mnie pocieszyć, ale ja zupełnie się w sobie zamknęłam i odcięłam od reszty. Popadłam w depresję. Ciąża miała mi – nam – pomóc, ale nawet charakterystyczne kopnięcia w brzuchu nie poruszyły mojego zamarłego serca. Poród Albusa był przełomową chwilą, niekoniecznie w dobrym znaczeniu. Silna depresja  i ból doprowadziły do tego rodzaju śpiączki, z której medycyna nie wybudzi. Problem leżał w psychice. Musiałam zapragnąć żyć. 
      Próbowali wielu rzeczy. Głównie poprzez fizyczne bodźce. Sądzili, że cierpienie lub przyjemność zdołają mnie przywrócić. Kładli przy moim łóżku płaczącego syna, sądząc, że matczyny instynkt każe mi go uspokoić. Ale ja go nie zdążyłam posiąść. A czas mijał. Schudłam, mizerniałam z dnia na dzień. Zaczęto tracić nadzieję. Prorok Codzienny huczał od plotek na temat mojej „choroby”. Największa sensacja od czasu wygrania z Voldemortem. Bo wtedy nagle wszelkie problemy jakby zniknęły. Pozostało budować świat od nowa.
         Niespodziewanie z pomocą przyszedł ktoś, kogo nigdy bym nie posądziła o jakiekolwiek dobre odruchy. Oczyszczony z zarzutów Draco Malfoy, rozwijający się psycholog, zaproponował niekonwencjonalną metodę. Magicznie zaszczepić myśl taką, bym wzięła ją za prawdziwą. Celem była dezorientacja, przy użyciu irracjonalności. Były Śmierciożerca stworzył nową Anglię, w niej mnie. Zagubioną, samotną, wystraszoną. Wykreował małżeństwo, piękny dom, którego zapach wciąż pamiętałam. Przywołał Albusa, jako niesfornego brzdąca. Wzniecił pożar. Wymusił na mnie emocje. Tak bardzo się bałam, tak bardzo bolało. Śmiech Dracona. Ah, jak parzyło. Smak herbaty. Dusiłam się. Przekomarzanie z Albusem. Rozmowy z Astorią. Ciepło promieni słonecznych. Chciałam żyć. I przeżyłam.
      Po siedmiu miesiącach bezruchu teraz najważniejsza była kuracja. Codzienne zabiegi, rozciągające zastygłe mięśnie, okłady rozgrzewające, gorzkie papki o nieznanej zawartości. Nie lubiłam nudnego, szpitalnego życia. Ale pokochałam na nowo życie. Doceniłam jego wartość. Harry odwiedzał mnie każdego dnia, opowiadając szczegóły z dorastania naszego syna. Uśmiechnęłam się na myśl, że mam do kogo wrócić. Hermiona czytała mi Historię Hogwartu, żeby przypomnieć o jego tajemnicach. Rodzice za każdym razem płakali ze szczęścia. Z Ronem już po kilku dniach zaczęłam się kłócić. Wyrzucał mi, jaka to byłam głupia i nieodpowiedzialna. Cholerny rudzielec. Parsknęłam. Coś mi to przypominało, czegoś jeszcze mi brakowało. Kogoś.
      Ostrożnie wstałam, ciągnąc za sobą kroplówkę. Poczłapałam niezdarnie do okna i szeroko je otworzyłam, tak jak to zwykłam robić we śnie. Tym cudownym śnie, przepełnionym zapachem kwiatu wiśni. Wydawało mi się, że rzeczywiście go poczułam. Z rozkoszą wystawiłam twarz, by jeszcze bardziej wchłonąć woń. Poczułam dłoń na ramieniu.
- Ginevro – Uśmiech Astorii był jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie widziałam. Kobieta promieniała. Mocno mnie uścisnęła, aż wypuściłam powietrze. To ona tak pachniała, przymknęłam oczy. Brunetka powoli się odsunęła – Świetnie wyglądasz – zmierzyła mnie. Wiedziałam, że ma na myśli po prostu „lepiej”. Moje policzki nabrały już nieco koloru, kości były mniej widoczne, włosy zaczynały lśnić.
- Dziękuję, ty również – uśmiechnęłyśmy się do siebie.
- Mnie nie przywitasz? – ironiczny głos Dracona stał się jego wizytówką. Szedł w naszą stronę z uśmieszkiem. Blondyn przyszedł pierwszy raz. Jego małżonka była przynajmniej raz w tygodniu, jeśli w pracy dali jej wolne. Malfoy nigdy z nią mnie nie odwiedził. Zdumiona patrzyłam na jego sylwetkę. Uratował mnie. Zawstydzona spuściłam wzrok i zaczęłam skubać szpitalną koszulę – Jak się rumienisz, twoje włosy wydają się być jeszcze bardziej rude – prychnął rozbawiony.
- Wcale się nie rumienię – wydukałam, zagryzając wargi.
- Oczywiście – znów się zaśmiał. Astoria skierowała się w stronę wyjścia.
- Poczekam na dole – pomachała mi na pożegnanie. Spojrzałam na nią spłoszona. Drzwi zatrzasnęły się. Nagle duża dłoń wylądowała na mojej głowie, poklepując ją pieszczotliwie. Ponownie dotarł do mnie ukochany zapach.
- Dobrze cię widzieć żywą, wiewiórko – przewróciłam oczami i zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Sumienie wciąż nie dawało mi spokoju, ręce zaczęły mi się trząść i pocić. Nerwowo przestąpiłam z nogi na nogę. Draco zabrał dłoń i odwrócił się, również zamierzając wyjść. Nacisnął klamkę, pociągnął ją, przestąpił próg.
- Dziękuję – szepnęłam ze łzami w oczach. Mężczyzna nie odwrócił się. Nie usłyszał. Drzwi prawie się za nim zamknęły.
- Po prostu żyj – wyszedł, zabierając słodką woń. A ja byłam szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa.


Koniec 

 

Ta część króciutka, miała na celu jedynie wyjaśnienie niezamkniętych wątków - jak pisaliście w komentarzach. Mam wrażenie, że aż za krótka. Jest to moja pierwsza miniaturka, mam nadzieję, że nie wyszło najgorzej. Zajmę się teraz poprawą Bitwy Marzeń i stopniowo zacznę wstawiać. 
 

9 komentarzy:

  1. Ale jak to? I już? I koniec? Nie rozumiem, już zdążyła wczuć się w klimat... :(
    Jaka Bitwa marzeń? Chyba nie ogarniam miniaturkowego stylu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może faktycznie poprawię tę część, swoją drugą, szukam bety :)
      Bitwa Marzeń to moje opowiadanie (www.bitwa-marzen.blogpsot.com) zaczęte w 2010 r. zamierzam jeszcze raz je napisac

      Usuń
    2. A będzie dłuższe? Bo jak już zaczęłam ogarniać, to to się skończyło :)

      Usuń
    3. Będzie, będzie. Wielorozdziałowe :)

      Usuń
  2. jejku *.*
    w życiu nie czytałam czegoś podobnego, genialny pomysł!
    nigdy bum nie powiedziała, że to Twoja pierwsza miniaturka :)
    pozdrawiam, em.
    potterowskie-co-nieco.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. haha, dziękuję za pochlebne słowa :) Jeszcze dużo pracy przede mną :D

      Usuń
  3. Świetne, Świetne przyznaję :) Może i trochę przykrótka, ale zawsze coś. Pozostaje czekać teraz a Bitwę Marzeń, mam nadzieję, że już niedługo.
    U mnie 10 rozdział jakby coś.
    Obserwuję oczywiście i pozdrawiam ;)
    [malfoy-issue]

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, wpadłam bo jakiś czas temu zostawiłaś u mnie spam. I szczerze cieszę się, że tu zajrzałam;) Bardzo fajna miniaturka. Draco mi się wydaje trochę za bardzo ludzki, ale w końcu nikt nie wie jaki miał być po wojnie. Twój ogólny pomysł, powiem tak określenie oryginalny to za mało. Mi się trochę to skojarzyło z incepcją ale nie wiem czy cokolwiek z tego zaczerpnęłaś. Styl i to jak 'delikatnie' piszesz robią wrażenie. No cóż dodaje u mnie do linków, żeby przypadkiem twój blog mi nie umknął;) Zapraszam do mnie[sladem-snu.blogspot.com] i życzę dużżżooo weny ;)

    OdpowiedzUsuń